aaa4 |
Wysłany: Wto 15:21, 05 Wrz 2017 Temat postu: you |
|
-Jestem gotow - oznajmil.
Antonio podszedl do piecyka i wyciagnal z niego rozgrzane do czerwonosci zelazo do wypalania pietna w ksztalcie przecietej na pol obraczki, ktorej dwa polokregi laczyly sie ze
soba za pomoca ukrytej w rekojesci dzwigni. Potem wzial reke Ezia i oddzielil od reszty palcow serdeczny - Bedzie bolalo, ale tylko przez krotka chwile - powiedzial. - Jak wiele rzeczy w zyciu.
Nasunal na palec Ezia rozgrzane zelazo i zacisnal polokregi obraczki przy jego podstawie. Zaskwierczalo, a powietrze wypelnil zapach spalonego miesa, lecz Ezio ani drgnal. Antonio szybko otworzyl obraczke i odlozyl na bok urzadzenie. Potem asasyni zsuneli kaptury i zgromadzili sie wokol Ezia. Wuj Mario poklepal go z duma po plecach. Teodora wyciagnela skads mala szklana fiolke z przezroczystym, gestym plynem, ktory delikatnie wtarla w wypalona na zawsze obraczke na palcu Ezia.
-Zlagodzi bol - powiedziala. - Jestesmy z ciebie dumni. Potem stanal przed nim Machiavelli i skinal wymownie glowa.
-Benvenuto, Ezio. Jestes teraz jednym z nas. Pozostaje nam juz tylko zakonczyc twoja inicjacje, a potem... potem, moj przyjacielu, bedziemy musieli zabrac sie do naprawde powaznej roboty.
Mowiac to, spojrzal przez krawedz wiezy. Daleko w dole, w roznych miejscach wokol dzwonnicy, choc w niewielkiej odleglosci od siebie, ustawiono bele siana - pasze dla koni ze stajen Palacu Dozow. Eziowi wydalo sie niemozliwe, by skaczac z takiej wysokosci mozna bylo pokierowac swoim lotem tak, zeby wyladowac na jednym z tak niewielkich obiektow, ale dokladnie to uczynil wlasnie Machiavelli, skaczac z furkoczaca na wietrze peleryna. Jego towarzysze zrobili to samo, a Ezio przygladal sie temu z mieszanina przerazenia i podziwu. Asasyni ladowali, jeden po drugim, idealnie trafiajac w bele siana, a potem zebrali sie i zadarli glowy do gory, patrzac na Ezia - jak sie domyslal - zachecajaco.
Ezio potrafil znakomicie skakac po dachach, ale nigdy nie przyszlo mu oddac skoku wiary z takiej wysokosci jak ta. Bele siana wygladaly z niej jak plastry polenty, wiedzial jednak, ze nie ma innego wyjscia, by znalezc sie ponownie na ziemi, i ze im dluzej bedzie sie wahal, tym trudniej bedzie mu sie zdecydowac. Zrobil kilka glebokich wdechow i wybil sie w nocne niebo, rzucajac sie w przod, a potem w dol, jakby oddawal skok do wody, z ramionami wyciagnietymi ku gorze.
Spadek wydawal sie trwac cale wieki. W uszach Ezia swistal wiatr, ped powietrza nadymal i targal jego ubraniem i wlosami. Pod koniec lotu bele siana ruszyly ku niemu z wielka predkoscia. W ostatniej chwili zamknal oczy...
...i wbil sie w jedna z nich. Na chwile zabraklo mu oddechu, ale gdy stanal na trzesacych sie nogach, przekonal sie, ze niczego sobie nie zlamal i ze tak naprawde skok dodal mu skrzydel.
Podszedl do niego Mario w towarzystwie Teodory.
-Mysle, ze moze byc, jak sadzisz? - zapytal ja Mario.
Pozny wieczor zastal Maria, Machiavellego i Ezia siedzacych przy wielkim stole w pracowni Leonarda. Osobliwy sauna wuklaniczna
artefakt, do ktorego Rodrigo przywiazywal taka wage, lezal przed nimi na blacie, a oni spogladali na niego z ciekawoscia i podziwem.
-Fascynujace - powtarzal Leonardo. - Absolutnie fascynujace.
-Co to jest, Leonardo? - zapytal Ezio. - Do czego to sluzy?
-No coz, musze przyznac, ze jak na razie jestem w kropce. To cos na pewno kryje jakies mroczne sekrety, a z technicznego punktu widzenia nie przypomina niczego, co do tej pory wytworzyly ludzkie rece - przynajmniej ja nie widzialem nigdy czegos tak wyrafinowanego... Jak to dziala? Rownie dobrze moglbym dociekac, dlaczego Ziemia kreci sie wokol Slonca.
-Nie chciales przypadkiem powiedziec, ze "Slonce kreci sie wokol Ziemi"? - zapytal Mario, spogladajac na Leonarda ze zdziwieniem.
Lecz Leonardo nie zwrocil na to uwagi, tylko wciaz badal skomplikowany mechanizm, obracajac go ostroznie w dloniach. W pewniej chwili pod wplywem dzialan Leonarda artefakt przyoblekla upiorna poswiata, powstajaca gdzies wewnatrz niego.
-To cos wykonano z substancji, ktore wedle wszelkiej logiki w ogole nie powinny
istniec - ciagnal Leonardo z nieustajacym zachwytem. - A z drugiej strony nie ma
najmniejszych watpliwosci, ze jest to rzecz stara, i to bardzo.
-Z pewnoscia to do niej odwoluja sie karty Kodeksu, ktore posiadamy - wtracil Mario.
-Poznaje ja z opisu na manicure hybrydowy ursynów
jednej z nich. Kodeks okresla ja mianem "Czesci Edenu".
-Rodrigo nazwal ja "Jablkiem" - dodal Ezio. Leonardo popatrzyl na Ezia
przenikliwym wzrokiem.
-Jablko? Jablko z drzewa wiadomosci dobrego i zlego? To jablko, ktore Ewa dala |
|